Na zamówienie Piotrusia i z ciekawości. Otóż takie rolki przygotowuje się jak ciasto, piecze jak bułeczki, które zlewają się z powrotem w jedno wielkie ciasto, a dzieli się je, odrywając kolejne bułeczki :) Nie muszę dodawać o nieziemskich cynamonowo-orzechowych zapachach, jakie roznoszą się w mieszkaniu. Bajka. Przepis wynaleziony w czeluściach jednej z najgrubszych i najbogatszych książek o wypiekach, jakie mam: Step-by-step baking, Caroline Bretherton. Życia mi nie starczy, by wszystkie przetestować, ale próbować na pewno będę, zachęcona sukcesem bułeczek-ślimaków. Są pyszne również następnego dnia, co nie jest standardem dla ciast drożdżowych. No i niezwykle efektowna synergia oryginalnego wyglądu i wspaniałych zapachów.
Przygotowujemy:
Ciasto
125 ml mleka
100 g masła
2 łyżeczki suszonych drożdży (wsypałam cała paczuszkę 7 g)
50 g drobnego cukru
550 g mąki pszennej, przesianej
1/2 łyżeczki soli
1 jajko od kury z wolnego wybiegu
2 żółtka z jajek z wolnego wybiegu
Nadzienie
100 g masła
200 g tartych orzechów włoskich
4 łyżki jasnego cukru muscovado (można zastąpić trzcinowym)
2 łyżki cynamonu
Przygotowujemy ciasto. W garnuszku podgrzewamy 125 ml wody, mleko oraz masło, jedynie do rozpuszczenia masła. Odstawiamy do ostygnięcia. Gdy mieszanka będzie ciepła, nie gorąca, dodajemy drożdże i kopiastą łyżkę z odmierzonego cukru. Przykrywamy i odstawiamy na 10 minut. Do miski wsypujemy mąkę, sól i resztę cukru. Na środku formujemy dołek i wlewamy tam mieszaninę z garnka. Dodajemy jajko i żółtka, mieszamy i formujemy kulę. Posypujemy lekko mąką stolnicę i zagniatamy ciasto przez 10 minut - to ważne. Powinna nam wyjść gładka, równa kula. Przekładamy ją do naoliwionej miski i odstawiamy w ciepłe miejsce na 2 godziny do wyrośnięcia.
W tym czasie przygotowujemy nadzienie. Rozpuszczamy masło, dodajemy do niego pozostałe składniki i mieszamy. Powinna wyjść miękka, ale nielejąca masa. W razie potrzeby dokładamy więcej orzechów lub jeszcze troszkę rozpuszczonego masła. Masa musi dać się rozsmarować na cieście.
Nagrzewamy piekarnik do temperatury 180 stopni. Gdy ciasto urośnie, ponownie kładziemy je na stolnicy i chwilkę zagniatamy, by pozbyć się powietrza. Rozwałkowujemy na prostokąt grubości 1-2 centymetrów. Pokrywamy nadzieniem, dociskamy je łyżką, by nigdzie nie odstawało. Zwijamy rolkę. Dociskamy, ale nie za mocno, by nadzienie nie wypłynęło. Ostrym nożem kroimy roladę na dość grube plastry (ok. 2 cm szerokości). Uważamy, żeby nie wycisnąć nadzienia przy krojeniu. Układamy ślimaczki na dużej (ok. 30 cm średnicy) okrągłej, natłuszczonej blaszce i ponownie odstawiamy na godzinę, dwie do wyrośnięcia pod przykryciem. Ja niestety miałam do dyspozycji jedynie blachę prostokątną i niektóre bułeczki po wyrośnięciu zyskały kształt kwadracików. W niczym to nie przeszkadza, ale ładniejsze są okrągłe. Można posmarować roztrzepanym jajkiem, ja posypałam jedynie cukrem perłowym. Posmarowane jajkiem będą miały bardziej brązową powierzchnię. Pieczemy 25-35 minut, aż będą złote, a patyczek wetknięty w ciasto suchy. I jemy, jemy na gorąco :)
Świetny przepis. Zapisuję go sobie i będę robiła :-) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńEdytka, dziękuję za odwiedziny. Bułeczki to hit w naszym domu, mam nadzieję, że i Ty je pokochasz :)
Usuńlubię to znaczy uwielbiam te ślimaczki
OdpowiedzUsuńkibi, one są pyszne i w sumie proste. A nadzienia można dobierać do nastroju. Następnym razem planuję czekoladowe ;)
Usuń