Dziś dzień pod znakiem Betty. Zapowiedziała się na wizytę, a ponieważ najlepiej nam się rozmawia przy kawie, to i słodkości muszą być. Ostatnio Piotruś przyniósł całą torbę wspaniałych suszonych fig z Maroka i miałam na nie ogromną ochotę. Na nieocenionym blogu White Plate znalazłam przepis na tartę figową Jamiego Oliviera. Lepiej być nie mogło :)
Tarta na kruchym, maślanym spodzie, z lekko ciągnącym migdałowym wnętrzem i chrupiącą maślaną skorupką, otaczającą mięciutkie upieczone figi. Wiedziałam, że sobota upłynie mi pod jej znakiem. Tarta okazała się absolutnym przebojem i na pewno będzie u mnie gościć częściej, a przynajmniej dopóki worek z figami nie ukaże swojego dna :) Ciasto jest stosunkowo łatwe, ale czasochłonne, na przygotowania należy przeznaczyć około 2 godzin, z przerwami na chłodzenie.
Przygotowujemy:
15 całych fig (miałam suszone, są twardsze, pokroiłam je na plasterki)
30 g cukru pudru
2 łyżki wody
listki z 2 gałązek świeżego tymianku (pominęłam)
skórka z pomarańczy
Na kruche ciasto:
125 g masła
100 g cukru pudru
szczypta soli
250 g mąki pszennej
1 laska wanilii
skórka z 1/2 cytryny
2 duże żółtka
2 łyżki zimnego mleka lub wody (dałam mleko)
Na masę migdałową:
280 g migdałów, bez łupin
50 g mąki pszennej
250 g masła
250 g cukru pudru
2 duże jajka, lekko rozmącone
1 laska wanilii
1 łyżka grappy (nie miałam, pominęłam)
Najpierw należy zagnieść kruche ciasto. Zrobiłam to klasycznie: mąkę na stolnicę, masło do niej wkroiłam nożem, dodałam pozostałe składniki i szybciutko wyrobiłam gładką kulę. Musze przyznać, że ciasto z tego przepisu robi się błyskawicznie i bez problemów, nie klei się, jest plastyczne i cudownie pachnie. Gdy ciasto jest już gotowe, delikatnie podsypujemy mąką, tylko tyle, żeby dało się rozwałkować na koło o średnicy nieco większej niż forma do tarty / tortownica - tak, żeby ciasto pokryło dni i boki. Wkładamy je razem z formą do zamrażalnika na godzinę.
W tym czasie bierzemy się za masę migdałową, którą również należy potem chłodzić. 250 gramów migdałów należy rozdrobnić (ja użyłam gotowych tartych) w blenderze i wymieszać z mąką. Ucieramy masło z cukrem, dodajemy po jednym jajku. Mieszamy zawartość obu misek na jednorodną masę i wstawiamy do lodówki na pół godziny.
Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni i około 12 minut pieczemy ciasto, które chłodziło się w zamrażalniku. Ja je ponakłuwałam, ale jak się okazało - niepotrzebnie. Ciasto nie ma tendencji do tworzenia upiornych purchli, które są zmorą innych kruchych ciast :) Wyjmujemy i lekko je chłodzimy. W tym czasie pozwalamy spaść temperaturze w piekarniku do 170 stopni. Lekko przestudzone ciasto (nie wytrzymałam do całkowitego ostygnięcia) napełniamy masą migdałową, wygładzamy ją i delikatnie wpychamy w nią pokrojone figi (według Jamiego Oliviera świeżym figom ucinamy ogonki, rozkrawamy figę delikatnie w krzyżyk od góry i rozchylamy brzegi skórki, po czym wkładamy je częścią otwartą ku górze).
Podgrzewamy wodę z cukrem pudrem, aż się rozpuści i smarujemy nią figi. Wierzch tarty obsypujemy posiekaną resztą migdałów (na przykład w słupki) i otartą skórką pomarańczową.
I tymiankiem - ale ja pominęłam :)
Wstawiamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy, aż skorupka na wierzchu będzie rumiana. Mi to zajęło 45 minut. Ale te zapachy... migdałowo-maślana masa w połączeniu ze skórką pomarańczową i kruchym ciastem z lekko cytrusowa nutą... No bajka :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz